Zapraszamy do lektury wywiadu przeprowadzonego przez Michalinę Porębę z Julią Kaczmarek, laureatką Nagrody “Skoczka” z 2018 roku, absolwentką rocznika 2019.
Julia Kaczmarek to absolwentka naszego liceum, chodziła do szkoły w latach 2017-2019. Obecnie studiuje polonistykę na Uniwersytecie Łódzkim.
Michalina Poręba (dalej - M.P.) : Witaj Julio, cieszę się, że mogę dziś z Tobą porozmawiać. Pamiętasz jeszcze „Bytnarówkę”?
Julia Kaczmarek (dalej – J.K.) : Jestem stosunkowo świeżą absolwentką XXIX LO, szkołę ukończyłam w 2019, dzięki czemu wszystko dobrze pamiętam.
M.P.: A pamiętasz dlaczego wybrałaś akurat XXIX LO?
J.K.: Jeśli mam być szczera to mój wybór wcale nie był górnolotny, więc nie będę go tak przedstawiać. W roku 2017 miałam zupełnie inne podejście do nauki, i do szkoły samej w sobie. Teraz się to zmieniło, ale wtedy nie kierowałam się żadnymi ambitnymi pobudkami. Moim najważniejszym kryterium było to, żeby było blisko. Ja wiem, śmiejesz się, ale to było dla mnie bardzo ważne żebym miała dobry dojazd, bo jestem strasznie spóźnialską osobą, o czym pewnie pamięta większa część nauczycieli. Więc tak, dla mnie było to najważniejszym kryterium. Ale poza tym, ważny był dla mnie przyzwoity poziom nauczania. Niczym więcej się nie kierowałam, a samą decyzję pozostawiałam do ostatniej chwili, zresztą jak większość ważnych decyzji w moim życiu.
M.P.: Co dla Ciebie oznacza „przyzwoity” poziom?
J.K.: Dobry, umiarkowany poziom, który daje mi pole możliwość rozwoju. I to jest zaleta tej szkoły, ona pozwala zdecydować o indywidualnym poziomie. Można się tu intensywnie rozwijać za pomocą konkursów lub samych zajęć, ale też pozwala na pozostaniu na dobrym, solidnym poziomie osobom niezainteresowanych aż tak rozwojem osobistym. Wypełniając swoje obowiązki, już osiąga się tu pewien rozwój. Ta szkoła uczy też, że jeśli tylko tego chcesz, to możesz nauczyć się wymagać od siebie więcej.
M.P.: To prawda, sam fakt naszych minimalnych 40% o tym świadczy, a nie jak to jest na maturze 30%... A o maturze mówiąc, masz bardzo świeże odczucia również na jej temat. Jak wspominasz naukę i przygotowania do niej? Odczuwałaś presję czy raczej otrzymywałaś wsparcie nauczycieli?
J.K.: Najbardziej stresowałam się maturą w drugiej klasie ze względu na ogromne obciążenie godzinowe i ilość materiału, jednak im bliżej egzaminu ten stres odchodził, bo wiedziałam, że jestem dobrze przygotowana. W pierwszej klasie nie miałam jeszcze świadomości, co mnie czeka, jednak w drugiej zdałam sobie naprawdę sprawę, że przede mną jest „ten” egzamin. Jak szły moje przygotowania? Ja po prostu chodziłam do szkoły. Wiem, że wydaje się to błahe, ale tak było. W pewnym momencie zdałam sobie sprawę, że stworzył się podział wśród moich rówieśników. Podział ten dotyczył tego, czy chodzenie do szkoły a nauka do matury to ta sama rzecz. Niektórzy twierdzą, że nie, ale z drugiej strony chodzenie do szkoły pomaga w zrozumieniu treści podręcznika oraz przypomina o wiadomościach z pierwszej lub drugiej klasy. To szkoła przygotowuje do matury.
M.P.: Zgadzam się z Tobą. Warto do tego dodać, że w podręcznikach zdarzają się błędy w nazwiskach, datach czy interpretacji niektórych zdarzeń lub utworów. Chodzenie do szkoły pomaga wyłapywać te błędy.
J.K.: Ja też spotykałam się z błędami. Uważam, że praca indywidualna w domu jest dobra, ale ważne jest też realne wykorzystanie materiału na lekcji podczas pracy i wykorzystanie swojej wiedzy w umiejętnościach. To presja motywuje nas też do systematycznej nauki. Oceny, co by o nich nie mówić, wywołują presję, która działa na nas mobilizująco. Presja jest budująca. Presję odczuwamy wtedy, gdy mamy pewną wiedzę. Stres natomiast często jest niszczycielski, w moim przypadku nawet demobilizujący i pojawia się w sytuacji, gdy często wiemy, że nie jesteśmy odpowiednio przygotowani.
M.P.: W ostatecznym rozrachunku maturę zdałaś dobrze.
J.K.: Tak! Niektórymi wynikami aż sama się zdziwiłam! Byłam w klasie humanistycznej, więc wiadomo, że matematyka nie była moją mocną stroną, a napisałam maturę z niej na bardzo dobrym poziomie i niezwykle zaskoczyłam nawet samą siebie. Kluczem jest równowaga pracy. Trzeba poświęcić się temu, co chcesz zdać jak najlepiej, w czym już jesteś dobry, w czym chcesz się wykazać i na czym najbardziej ze wszystkiego ci zależy, ale należy też przyłożyć się również do tego, z czym masz problemy mimo, że najchętniej nie poświęcałbyś temu żadnego czasu. Jest pewne hasło, totalnie banalne i oczywiste, ale je właśnie wciąż sobie powtarzałam. A mianowicie „Matura jest po to, żeby ją zdać”, tak po prostu. Matura jest do zdania i jest pisana na takim poziomie, by każdy jakoś ją zdał i przede wszystkim nie służy do oblewania ludzi. To na jakim poziomie ją zdasz zależy już od Twojej pracy.
M.P.: Święte słowa, stąd ten mały odsetek ludzi, który jej nie zdaje. Sama nie pamiętam przypadków z tej szkoły przez całe trzy lata mojej obecności w niej. Dobrze, zostawmy temat matury, bo automatycznie zaczynam się stresować. Przejdźmy do przyjemniejszych tematów. Jakie wspomnienie z XXIX LO zapadło Ci w pamięć najbardziej?
J.K.: Mam kilka takich wspomnień…
M.P.: Mamy mnóstwo czasu! Opowiadaj!
J.K.: Pewnie, super! Zacznijmy od tego, że ja zapamiętuję konkretne kadry z życia, takie krótkie przebitki, ale istotne. Zwłaszcza takie, które uwarunkowały mnie jako człowieka, dały do myślenia, zmieniły i mam z tej szkoły właśnie takie wspomnienia. Ogólnie liceum ma pokierować człowiekiem, a miałam szczęście trafić na dobrych i mądrych ludzi i między innymi dlatego jestem tu gdzie jestem. Dobrze, przejdźmy do historii. Pierwszą taką sytuacją była ta z pierwszej klasy. Przypomnę tylko, że wtedy miałam zupełnie inny stosunek do nauki i szkoły. Byłam typowym przypadkiem „zdolny, ale leniwy” i to właśnie zostało dostrzeżone. Była to lekcja języka polskiego. Nauczycielka poprosiła mnie do odpowiedzi, dostałam nawet piątkę. Ale potem, poprosiła mnie o drugą część zadania domowego, czyli pracę pisemną w zeszycie. Nie miałam jej. Nie chcąc umniejszać mi z mojej odpowiedzi, postawiła mi piątkę i jedynkę. Powiedziała wtedy „Już wiem, jakim typem ucznia jesteś”. Te słowa mocno we mnie uderzyły, ale potrzebowałam czasu, aby je dobrze zrozumieć. Później zdałam sobie sprawę, co miała na myśli, pomyślałam, że skoro teraz jestem „takim typem ucznia”, to jakim się stanę kiedy nie będzie mi wszystko jedno? Pokazała mi, że poradzę sobie w wielu sytuacjach i to na dobrym poziomie, ale co by było gdybym włożyła w to trochę chęci? To taka pierwsza sytuacja.
M.P.: A jaka była kolejna?
J.K.: Pewien nauczyciel powiedział mi, że jest we mnie ogrom potencjału. Wtedy mnie zamurowało, byłam pewna, że nikt tego mojego potencjału nie dostrzeże, bo jest go zbyt mało albo po prostu nie przejawia się na tyle aby móc go zauważyć. A jednak, on go we mnie dostrzegł. Dodał też, że muszę mu pozwolić się rozwinąć i urzeczywistnić. Poczułam, że ktoś musiał być więc bardzo uważny, choć przez chwilę przeanalizować to jaka jestem i zastanowić się nad tym. To był jeden z pierwszych momentów w moim życiu, kiedy poczułam się doceniona za bycie sobą a to niezwykle uskrzydla. Kolejnym wspomnieniem ze szkoły, które głęboko we mnie utkwiło jest związane z momentem zakończenia drugiej klasy, kiedy na moim dyplomie wyczytałam słowa dedykacji z indywidualnym wyróżnieniem. Przeczytałam o pięknej duszy. To samo też usłyszałam ponownie w dniu zakończenia szkoły od mojej wychowawczyni. Można się zastanawiać jak otwarcie i blisko trzeba zbliżyć się do człowieka, żeby móc w nim to zobaczyć. I to chyba jedna z najistotniejszych rzeczy jaką dano mi w tej szkole, że dostrzeżono we mnie nie tylko zdolnego ucznia, ale człowieka z piękną duszą. Dzięki takim słowom możliwy był ten cały mój przeskok.
M.P.: Przeskok? Jaki przeskok?
J.K.: Jak już wspominałam, w drugiej klasie czułam się bardzo zestresowana. Nadmiar godzin i materiału sprawił, że zaczęłam czuć się bardzo obłożona. Robiłam więc wszystko, co w mojej mocy, żeby po prostu dawać sobie radę i w ten sposób zapewnić sobie komfort w całej tej sytuacji. Robiłam co w mojej mocy, żeby po prostu nie mieć sobie nic do zarzucenia, jak tylko potrafię. Ku mojemu zdziwieniu, ta moja praca przyniosła mi bardzo dobrą średnią mimo, że nie to było moją intencją. Wtedy właśnie zrozumiałam, że nie uczę się dla ocen, a dla wiedzy, dla siebie, dla swojego poczucia komfortu. Polecam wszystkim, by nie patrzyli na oceny, tylko skupili się na zbudowaniu w sobie przekonania o swojej wiedzy i jej funkcjonalności. A to przekonanie buduje się nauką. Nie walczmy o średnią, a o siebie! Dzięki temu w trzeciej klasie byłam pewna siebie.
M.P.: Kiedy odkryłaś to, co chcesz robić w życiu?
J.K.: W drugiej klasie. Zawsze była we mnie walka między literaturą i sztuką, w sumie trwa do dziś. Ale w drugiej klasie, odkryłam, że nie muszę rezygnować z jednego na rzecz drugiego, że te dwie dziedziny się przenikają a wiedza z nich wzajemnie się uzupełnia. Zobaczyłam jednak, że to literatura może być tym pierwszym wyborem. Odkryłam to wtedy, gdy zobaczyłam, że na języku polskim nie uczę się tylko rzeczy wymaganych. Uczyłam się rzeczy poza materiałem bo były tym co chciałam wiedzieć, tym, na czym mi zależało i tym, co mnie poruszało, a dodatkowo przydawały mi się w szkole i w życiu. Dostawałam też wsparcie od nauczycielki, który był bardzo pokrzepiający i motywujący. Pamiętam kilka pochwał. Najbardziej w pamięci wyryła mi się jedna. Powiedziała mi, że mogłybyśmy zamienić się miejscami, a nikt by tego nie zauważył. To było dla mnie onieśmielające. Wtedy spojrzałam wstecz. Nie byłam już tym typem ucznia z pierwszej klasy.
M.P.: Czyli odczuwałaś wsparcie w swoim wyborze?
J.K.: Tak, te osoby przyczyniły się do tego. Oczywiście, wybór pozostawał mój, ale przyczyniły się do tego, że wybrałam właśnie to. Sama się w tym odnalazłam, choć sztuki nigdy nie porzuciłam. Cały swój wolny czas oddawałam się zgłębianiu literatury. Podsumuję to tak, sama weszłam na tę drogę, ale nauczyciele i znajomi ze szkoły utwierdzili mnie, że podejmuję słuszną decyzję. Czułam od nich wsparcie. Zawsze chwalili mnie za moją wiedzę, tuż przed maturą byłam nawet „ekspresową pomocą” z języka polskiego. A wcześniej, pomagałam moim znajomym uczyć się, sprawdzałam im wypracowania czy streszczałam lekturę. Ich podziękowania i komplementy, a także zwykle zaufanie działały na mnie budująco. Dzięki temu uwierzyłam, że nie tylko to kocham, ale też faktycznie jestem w tym dobra.
M.P.: Zadam Ci proste, ale niekonieczne łatwe do odpowiedzenia pytanie. Co od razu przychodzi Ci na myśl, gdy pomyślisz o XXIX LO?
J.K.: Różnorodność. Ta szkoła jest bardzo różnorodna. Już sama moja klasa była różnorodna, choć to pewnie przywara klas humanistycznych. Dalej wychodzę z założenia, że humanista to człowiek wszechstronny i różnorodny. Ale wraz z tą różnorodnością przychodziła wzajemna akceptacja. Wszyscy, mimo odmiennych poglądów i wizji na życie, potrafiliśmy się dogadać. I myślę, że tego ta szkoła uczy w bardzo życiowy sposób, współpracy i jedności w cudownej różnorodności. Ogólnie, widzę XXIX LO jako azyl dla ludzi, którzy w innych szkołach nie odnaleźli się, nie czuli dobrze lub nie zostali zaakceptowani. Każdy może podjąć wybór odnośnie swojego poziomu i swojego zaangażowania. Można być tu uczniem dobrym i uczniem bardzo dobrym. Każdy ma prawo decydować o swoich 100% możliwości. Przecież nie każdy ma tę samą definicję 100%. Ten wybór jest dla mnie bardzo cenny.
M.P.: Opowiedz coś więcej o tych 100%.
J.K.: Każdy ma swoje możliwości. Dla kogoś maksymalny poziom to zwykła realizacja zadań nam powierzonych, ale dla innych 100% to poza tym udział w konkursach, wolontariatach i kółkach szkolnych. W tej szkole ceni się indywidualne możliwości każdego ucznia, nie narzuca się za wszelką cenę bycia „najlepszym” tylko pozwala się na indywidualny rozwój. A mimo to zachowuje się pewien poziom, który jest obiektywnie dobry. Osoby ponad tym poziomem mają szansę na doskonalenie się, ale osoby poniżej tego poziomu muszą pracować, aby do niego się dostosować. To też jest ważne, nie można nie wymagać całkowicie niczego.
M.P.: A z drugiej strony jeśli ktoś potrzebuje, może w tej szkole liczyć na 101% wsparcia.
J.K.: Tak, to prawda.
M.P.: Bardzo spodobała mi się Twoja definicja klas humanistycznych, sama jestem w klasie o tym profilu. I zdecydowanie, jest to grupa ludzi o niezwykle zróżnicowanych umiejętnościach, poglądach i zainteresowaniach.
J.K.: Myślę, że klasy humanistyczne są o tyle dobre, że rozwijają w miarę wszechstronnie. Poza tym pozwalają na wyczucie tego, co chce się robić, jeśli ktoś tego jeszcze nie wie. Klasy matematyczne czy biol-chemiczne są już profilowane tylko pod to, a humanistyczne uczą wielu rzeczy, które przydają się w takich relacjach społecznych, stąd udział klas humanistycznych w życiu szkolnym. Ale jak wiadomo, kto co lubi. Każdy ma swoje cele i swoje wartości.
M.P.: Wartości! Jak się cieszę, że poruszyłaś ten temat. Jakich wartości uczy XXIX LO? Bo na pewno nasza szkoła to nie tylko przysłowiowa 3-zetka, czyli „zakuj, zdaj, zapomnij”.
J.K.: Na pewno. Uczymy się współpracy i nauki prawidłowych relacji. W mojej opinii „Bytnarówka” oducza bylejakości i to było to, co z tej szkoły wyniosłam. W obecnych czasach taka bylejakość jest promowana, robienie czegoś, kolokwialnie mówiąc, na odczepnego, po to aby było. Tu uczeń pozbywa się tego marazmu bylejakości. Rozwiązaniem na odejście od tej bylejakości jest znalezienie właśnie tej chociaż jednej rzeczy w naszym życiu, w której nigdy nie pozwolimy sobie na bylejakość i wobec której nigdy nie będzie nam wszystko jedno. Szkoła pomaga też odkryć tę jedyną rzecz, która dla danego ucznia nigdy nie będzie byle jaka, bo będzie to jego pasja.
M.P.: Wspominałaś o aktywności szkolnej. Jak często Ty brałaś udział w różnego rodzaju aktywnościach?
J.K.: Osobiście nigdy nie byłam niezwykle aktywną konkursowiczką, porównując się do wielu innych niezwykle zaangażowanych w ten sposób osób, chyba, że były to konkursy recytatorskie, jak nasze „Czytanie Wesela” czy innych książek. Brałam za to udział w wolontariacie w Muzeum Sztuki. Nie uczestniczyłam w konkursach międzyszkolnych, ale znam rzeszę ludzi, która angażowała się w takich konkursach i olimpiadach. „Bytnarówka” bierze udział chyba w każdej możliwej aktywności, konkursie czy olimpiadzie.
M.P.: Już na koniec, zapytam Cię o jakieś luźne wspomnienie ze szkołą. Coś, co wspominasz najmilej.
J.K.: Mogę opowiedzieć o wycieczkach?
M.P.: Pewnie!
J.K.: To jest to co, bardzo dobrze wspominam. To czas, który nigdy nie wróci, ale jednoczy jak mało co. W XXIX LO jest świetnie rozwinięta tradycja wycieczek. Już coroczne wycieczki integracyjne są wspaniałą rzeczą, jeśli patrzy się na to z perspektywy. Poza tym, wycieczki są organizowane bardzo często. Brałam często udział w wycieczkach zagranicznych organizowanych corocznie. Pamiętam nasze wycieczki do Lasów Janowskich. Były powtarzalne, a atrakcje były nam dobrze znane, a mimo to za każdym razem nikt nawet nie brał telefonu do ręki, bo był tak wkręcony w zabawę. Kształtujące były też wycieczki do Auschwitz albo na Powązki. To ściśle wiąże się z naszym patronem i uczy spojrzenia na patriotyzm. Organizowanie tych wycieczek dla każdego rocznika jest, moim zdaniem, ważne, bo poza integracją podkreśla też inne istotne rzeczy.
M.P.: Tak, w szkole jest wiele różnych tradycji. W tym np. zawody nauczyciele kontra uczniowie.
J.K.: Tak, pamiętam to! Albo organizowanie spotkań maturalnych sprzed 50 lat.
M.P.: W ostatecznym rachunku, czy cieszysz się, że chodziłaś do tej szkoły? Czy ukształtowała Cię ona w jakiś sposób?
J.K.: Tak, cieszę się, że wybrałam tę szkołę. Dzięki niej wyrzuciłam bylejakość z uczenia się i z życia. Poznałam w tej szkole przyjaciół, z którymi dalej mam kontakt. Dodam jeszcze, że w żadnej szkole nie czułam się tak dobrze jak w tej, tu zostałam doceniona, spotkałam dobrych ludzi, od których usłyszałam słowa, których potrzebowałam i zostałam upewniona w swojej drodze.
M.P.: Bardzo Ci dziękuję!
J.K.: Ja również!